Hood Pins? Cause Racecar 🚗


Hood pins lub po polsku zapinki maski, są wbrew pozorom przydatnym dodatkiem dla nawet tak "taniej" zabawy jaką są wyścigi wraków... o dziwo czy to z powodu nie do końca działającego oryginalnego zaczepu maski samochodu czy też roztargnienia uczestnika zabawy, choć zdarzające się tu i owdzie wymiany lakieru pomiędzy uczestnikami także mogą się przyczynić do dosyć ciekawej dla kibiców, a niekoniecznie dla samego kierowcy jazdy w symulatorze czołgu...



To też czas przystąpić do montażu... za chwilę... 😏

Sam wybór czy skłonić się w rozwiązania gotowe czy samemu coś wykombinować pozostawiam otwartą, ja wybrałem tym razem ścieżkę drugą po mieszanych uczuciach związanych z co prawda tanim odpowiednikiem tak zwanym "AeroCatch" w którym po paru otwarciach wyrobił się plastik, a później urwała jedna rączka co wiązało się z mocowaniem na Trytytki 😒

Do stworzenia "przepięknych" zaczepów posłużyło parę rzeczy dostępnych w większości marketów budowlanych w stylu Castorama czy Leroy Merlin... czyli:


  • łącznik płaski,
  • nity zrywane (4,8),
  • pręt gwintowany M12,
  • nakrętki M12,
  • nakrętki M12 niegubne,
  • zawleczka rolnicza 3mm,
  • trytytki,



Na początek o dziwo trzeba zacząć od demontażu oryginalnego uchwytu maski w tym przypadku wystarczyło tylko odkręcić 3 śruby kluczem 12mm i z głowy... oczywiście dobrze jest później go całkowicie wymontować, no bo w końcu redukcja masy pełną gębom 😁



Po rozwierceniu wcześniej upatrzonego otworu w pasie przednim można przystąpić do wkręcenia w tym przypadku 10cm kawałków przyciętego uprzednio pręta... co do samego rozwiercania nie ocenione jest wiertło stopniowe lub potocznie choinka zresztą kupno wiertła ⲫ12 czy ⲫ16 robi się bezcelowe tym bardziej, że w cenie jednego wiertła średniej klasy mamy 5-6 stopniową choinkę 😉



No dobra teraz wyjmujemy notesik i ołóweczek z Ikei i przystępujemy do żmudnego obliczania gdzie powinny wypaść nam dziury w masce...



lub dla leniwych jak ja idziemy do łazienki po pastę do zębów i nakładamy jej trochę na czubki śrub...


Marka pasty jest obojętna (tu Colgate z jakimiś hiper granulkami), równie dobrze sprawuje się biały marker lub cokolwiek byle było w stanie pozostawić po sobie ślad na masce...
Teraz w rękę wiertarkę z tym razem tradycyjnym wiertłem i cyrklując w środek ogniem na wylot w towarzystwie miętowej bryzy 😉


Z drugiej strony mając już punkt zaczepienia w postaci dziury możemy powrócić do rozsławionej w tym wpisie choinki i rozwiercić otwór do do średnicy 16mm (pomimo użytego pręta 12mm lepiej mieć trochę luzu), od spodu można to powtórzyć lub po prostu wyciąć mały prostokąt diaksem/flexem/szlifierką kątową... malowanie odsłoniętych powierzchni metalowych pozostawiam też otwartą...


Po odznaczeniu miejsca przewiercenia pręta (nie zapominając o płaskowniku jako dystansu) można zabrać się do dzieła, sam pręt przez to, że gwintowany pomaga w utrzymaniu wiertła (tym razem 4mm) po środku, na marginesie nie ma co szaleć z rozmiarami wierteł, czy pinów które będą przez nie przechodzić bo pomimo, że pręt jest M12 to trzeba pamiętać o gwintach które się do tej wartości wliczają 😛


No dobra pasujemy na próbę... "oczywiście" trzeba było same otwory w łączniku też rozchetać na te 16mm chyba, że ktoś by szedł w "snug fit"... 
W sumie chyba się udało dobrze wydumać... jakby się uparł to wystarczy teraz odciąć kawałek łącznika przynitować do maski i gotowe... no ale było by za łatwo...


Tak więc po cięciu i masażu młotkiem efekt jest następujący...


Trochę farby i bach... oczojebne uchwyto-mocowania powstały...


No dobra zostało zamocowanie...


I efekt końcowy jest taki... trzyma mocno mozna bujać auto trzymając za maskę... ale to chyba bardziej powód zawieszenia...


P.S. 
W retrospektywie chyba lepiej by było z jednej strony jednak zaspawać nakręconą nakrętkę... no ale może następnym razem 😳

Komentarze